Wywiad z ilustratorką Nikolą Kucharską

Nikola Kucharska – to ilustratorka gier „W Krainie Baśni” oraz „W Krainie Legend” – postanowiliśmy zapytać ją jak przebiegał proces twórczy tych tytułów.

Jak to się w ogóle zaczęło, że zaczęłaś tworzyć ilustracje do gier?

Nikola: Pierwsze ilustracje do gier tworzyłam dla wydawnictwa, które wydawało moje książki – w momencie gdy uruchomili dział gier, płynnie zaczęliśmy współpracować też nad planszówkami. Kiedy pojawiły się pierwsze tytuły z moimi ilustracjami to zaczęłam otrzymywać kolejne propozycje współpracy od wydawnictw.

Tak trafiłam na Muduko, z którym obecnie tworzę takie gry przy których mam możliwość rozwinąć skrzydła.

Czy ilustrowanie gier przypomina ilustrowanie książek?

Jest to dla mnie doświadczenie podobne do projektowania książek, jednak przy książkach mam znacznie większą swobodę.

W przypadku ilustrowania gier planszowych na ogół panują bardzo duże ograniczenia, bo mechanika gry jest wiodąca. Nie ma zbyt dużej możliwości, by w pełni zaprezentować swój warsztat oraz inwencję twórczą – trzeba ilustrować zgodnie z briefem. Gry, które robimy wspólnie z Muduko, są zupełnie inne – stanowią dla mnie wyzwanie i są bardzo interesujące, bo tutaj mogę dodać właśnie coś od siebie.

Czy ilustrując „W Krainie Baśni”, wiedziałaś, że pojawi się kontynuacja tej serii, czy myślałaś, że będzie to tylko ten jeden tytuł?

Nikola: Na początku byłam zdecydowanie skupiona na tym konkretnym zadaniu, bo był to dość skomplikowany projekt i całość musiała być ze sobą spójna. Wtedy jeszcze nie zastanawiałam się nad tym, do czego może ono doprowadzić. Byłam w tym tu i teraz.

Mniej więcej w trzech czwartych pracy nad tym tytułem zaczęłam o nim myśleć jako o projekcie, który mógłby rozwinąć się w serię. Zarówno „W Krainie Baśni”, jak i „W Krainie Legend” składają się z plansz, które łączą się w jeden duży obrazek – a to pozwala rozbudowywać całość o kolejne moduły.

Modułowość nasuwa myśl o kontynuacji i czymś w rodzaju – mówiąc językiem gier wideo – DLC [z ang. downloadable content, zawartość do pobrania, rozszerzenie gry komputerowej – przyp. red.] , więc cieszy mnie bardzo, że wydawnictwo również dostrzegło ów potencjał i że rozwinęliśmy ten projekt.

Nas również bardzo to cieszy! Szczególnie że gra „W Krainie Baśni” bardzo spodobała się graczom i zdobyła w 2023 roku nagrodę Planszowej Gry Roku Dla Dzieci, więc szkoda by było, gdybyśmy nie poszli o krok dalej. Tak jak powiedziałaś, ten potencjał, żeby dodać coś do gry, dobrze było wykorzystać.

A dlaczego akurat taki temat, czyli legendy? Baśnie wiadomo, są świetnym tematem dla dzieci, ale skąd pomysł, żeby zająć się legendami?

Nikola: Myślę, że można powiedzieć, że baśnie, legendy i mity to takie „złote trio”, które zwykle pojawia się przy okazji tego rodzaju projektów. Legendy są przecież baśniami, tylko rozgrywającymi się na naszym swojskim podwórku. Ich ogólne założenia fabularne są natomiast dość podobne i magiczny klimat świata jest zbliżony, więc myślę, że fajnie się nam to spięło.

Teraz pytanie techniczne. Tworzenie takiej gry jak „W Krainie Legend” z pewnością wymaga ogromu czasu i zaangażowania. Czy jesteś w stanie pracować nad kilkoma projektami jednocześnie, czy zawsze skupiasz się na jednym i dopiero gdy go zakończysz, zaczynasz pracę nad kolejnym?

Nikola: Już od wielu lat pracuję zwykle nad kilkoma projektami naraz. Staram się tylko trzymać granicy trzech projektów w jednym momencie.

Bardzo mocno angażuję się w projekt, nad którym aktualnie pracuję, myślę o nim właściwie przez cały czas, nawet gdy robię coś zupełnie innego, w związku z czym po jakimś czasie jestem nim bardzo zmęczona – szczególnie kiedy w końcowej fazie spędzam nad nim więcej godzin, niż wypada się przyznać. Dlatego też moment,  w którym mogę go choć na chwilę odłożyć i przeskoczyć do jakiegoś innego, jest wręcz zbawienny i pozwala mi odpocząć. Dzięki temu mam też świeże spojrzenie, bo jeśli patrzy się na coś przez cały czas bardzo intensywnie i bardzo intensywnie o tym myśli, to często rzeczy, które są oczywiste, umykają.

Zdarza się, że dopiero po powrocie do jakiegoś projektu zauważam jakieś oczywiste błędy, na przykład że postać ma cztery ręce zamiast dwóch.

Czy zdarza się czasami, że pokazujesz komuś jakiś fragment swojego dzieła, żeby ten ktoś go sprawdził, powiedział, jak on to widzi, czy jednak Twoje projekty są tylko pod Twoją opieką?

Nikola: Mam bardzo duże szczęście współpracować ze świetnymi redaktorkami, które uczestniczą intensywnie w całym procesie tworzenia.

Zwykle mogę wyróżnić kilka etapów pracy: szkic, dokładniejszy szkic, ilustracja kolorowa itd. Na zakończenie każdego z tych etapów proszę redaktorkę danego projektu, żeby spojrzała na moją pracę.

Moim wsparciem jest również mój mąż, który z racji tego, że dzielimy ze sobą gabinet, jest w moje projekty zaangażowany. Kiedy mam jakieś artystyczno-techniczne zagwozdki, zwracam się do niego, ponieważ on również jest grafikiem i bardzo sobie cenię jego zdanie.

Plansze w grze „W Krainie Legend” są bardzo szczegółowe. Miałaś problem z umiejscowieniem na nich tych wszystkich szczegółów, czy nie stanowiło to dla Ciebie większego problemu? Chodzi mi przede wszystkim o poukrywanie różnych przedmiotów znajdujących się na kartach, na przykład widelca czy kapelusza.

Nikola: Kiedy rozpoczynałam pracę to faktycznie myślałam że będę miała z tym problem. Często te elementy nie są bezpośrednio powiązane z legendami, więc nie jest to oczywiste gdzie je ukryć. Natomiast w toku pracy okazało się, że paradoksalnie jest to zaleta, a nie wada, ponieważ konieczność ukrycia na ilustracji takich bardzo dziwnych przedmiotów pobudza wyobraźnię i sprawia, że trzeba myśleć nieszablonowo.

Myślę, że w ilustracjach do zarówno „W Krainie Legend”, jak i „W Krainie Baśni” widać trochę takiego absurdalnego humoru w scenkach, które możemy zaobserwować na planszach. Zastanawianie się, jak umieścić w legendzie o Panu Twardowskim kapelusza z kwiatkiem, pozwoliło mi zrezygnować z myślenia, co jest racjonalne, a w zamian zastanowić się, jak zrobić to z humorem.

Oprócz scen z legend na planszach znajdują się również stwory z mitologii słowiańskiej. Rysowanie ich było dla Ciebie dodatkową frajdą? Jesteś fanką mitologii słowiańskiej?

Nikola: Nie mogę powiedzieć, że jestem miłośniczką mitologii słowiańskiej, natomiast do moich głównych zainteresowań należą historia i szeroko pojęta kultura, więc zapoznawanie się z tymi legendarnymi postaciami było dla mnie ciekawym zajęciem.

W całej mojej twórczości widać również wyraźnie klimaty fantasy i nawiązania do bestiariuszy, bo leży to w obrębie moich zainteresowań. Wychowałam się na „Dungeons & Dragons” więc fajnie, że mogłam to również przemycić do „W Krainie Legend”.

 „W Krainie Baśni” i „W Krainie Legend” to gry skierowane dla młodszych graczy. Zdarza się, że coś narysujesz, a po chwili stwierdzasz, że jednak trzeba to nieco przerobić pod dzieci, czy jednak Twoja kreska jest już ukierunkowana na młodszych odbiorców?

Nikola: Po dziesięciu latach tworzenia książek dla dzieci obawiam się, że działa to w drugą stronę – to książka dla dorosłych byłaby dla mnie prawdopodobnie większym wyzwaniem.

W pracy nad książkami i produktami skierowanymi do dzieci mam w głowie filtr, przez który przepuszczam wszystko, co rysuję i nie mam problemu aby dostosować moje rysunki do młodszego odbiorcy. Z kolei gdybym miała rysować dla dorosłych i mogłabym zrezygnować z tych wszystkich ograniczeń, prawdopodobnie chwilę zajęłoby mi przestawienie się na to, że mogę podchodzić do rzeczy „z pazurem”.

Faktem jest, że szczególnie te stwory z mitologii słowiańskiej to niejednokrotnie takie stworzenia, które niekoniecznie w oryginalnej formie są odpowiednie dla dzieci. Świetnie, że przestawiłaś je w sposób przystępny – że wyglądają ładnie i dziecko może się zainteresować tym tematem czy w ogóle dowiedzieć, że coś takiego istnieje.

Nikola: Muszę też w takim razie dodać, że większość legend nie jest dla dzieci. Przygotowując się do pracy nad „W Krainie Legend”, a wcześniej nad „W Krainie Baśni”, czytałam ponownie po latach zarówno legendy, jak i baśnie. Przy niektórych z nich muszę przyznać, że momentami włos mi się na głowie jeżył.

Często mamy w głowach przefiltrowane wersje tych legend i baśni, które weszły do popkultury i są w większości dostosowane do odbiorcy w każdym wieku. Jednak ich oryginalne wersje są często bardzo brutalne i nie do końca wpisują się w naszą dzisiejszą wrażliwość. W legendzie o Smoku Wawelskim – o której już mówiłam przy okazji kilku wywiadów – narysowałam rycerzy, którzy zmierzają w jego stronę, aby go pokonać. Zwykli mieszkańcy okolicy protestowali przeciwko temu, żeby robić smokowi krzywdę, bo przecież jest to przedstawiciel ginącego gatunku, który sobie po prostu żyje i robi to, co robią prawdopodobnie wszystkie duże drapieżne gady, to znaczy poluje. Jako, że każdy z nas prawdopodobnie zna tę legendę, to często nie podchodzimy do niej specjalnie refleksyjnie, jednak sam fakt, że pojawia się armia ludzi, którzy chcą zabić stworzenie za to, że ono sobie po prostu jest to dość straszna historia.

Wydaje mi się, że w przypadku większości starych legend czy baśni taki współczesny komentarz jest potrzebny – starałam się go umieszczać tam, gdzie to było możliwe, za pomocą rysunków. Poza tym myślę, że jest to również fajna okazja do rozwinięcia z dzieckiem niektórych tematów.

To bardzo ważny głos. Świetnie też, że na podstawie Twoich ilustracji rodzic z dzieckiem mogą wspólnie opowiadać sobie różne historie, bo to zdecydowanie pobudza wyobraźnię.

Czy jesteś w stanie powiedzieć, chociaż w przybliżeniu, ile mniej więcej zajęło Ci stworzenie jednej, tak pełnej szczegółów planszy?

Nikola: Myślę, że stworzenie pierwszego szkicu zajmuje mi zwykle około trzech dni, dokładniejszy rysunek to jeden do półtora dnia, a pokolorowanie to mniej więcej półtora do dwóch dni, więc wychodzi około tygodnia na jedną planszę. Oczywiście jest to orientacyjna ilość czasu, bo jak wcześniej wspominałam, pracuję nad kilkoma projektami jednocześnie i podchodzę do pracy nad nimi etapowo. Jeżeli zaczynam od naszkicowania jakiejś kompozycji i od opracowania logiki ilustracji, to robię to dla  wszystkich ilustracji jednocześnie i dopiero po zamknięciu tego etapu dla każdej z nich przechodzę do następnego. Dlatego też szacowanie czasu jest nieco trudniejsze.

Oczywiście musimy dodać do tego też pracę intelektualno-komunikacyjną – to jest coś, czego nigdy nie wliczam do ogólnego czasu pracy, bo nie można powiedzieć, że wykonuje się ją w jakimś określonym czasie, który da się zmierzyć. Jest to jednak spora część pracy ilustratora: zastanowić się nad tym, jak to narysować, zrobić research – w przypadku tego projektu przeczytać wszystkie legendy, zapoznać się z ich kontekstem historycznym, porozmawiać z redakcją, ustalić, jak to wszystko ma wyglądać oraz jaki ilustracja ma przyjąć kształt. To jest ta część pracy, której nie da się ściśle określić, ale zawsze trzeba ją uwzględnić podczas szacowania czasu realizacji projektu.

Czy spośród tych wszystkich plansz któraś szczególnie zapadła Ci w pamięć lub jest Twoją ulubioną, czy jednak traktujesz je wszystkie na równi?

Nikola: Spośród ilustracji do „W Krainie Baśni” najbliższy jest mi zdecydowanie Smok Wawelski, o którym już wspominałam, zwłaszcza że temat praw zwierząt ma szczególne miejsce w moim sercu. Jeżeli chodzi o „W Krainie Legend”, to jest to Pan Twardowski – rysowanie koguta było dla mnie superprzyjemne. Według mnie jest to ptak, który nie ustępuje pięknem egzotycznym papugom – jest niesamowicie kolorowy, w jego upierzeniu można dostrzec wiele różnych deseni i faktur, które również niezwykle ciekawie było oddać w formie rysunku, przy zachowaniu jednak pewnego stylu, którym się te ilustracje charakteryzują. Często nie zauważamy jego piękna, ponieważ mamy go zaraz obok siebie na co dzień. Dodatkowo dookoła koguta ponadto znajduje się jego fanklub złożony z kurek. Chyba najlepiej bawiłam się przy rysowaniu tej właśnie rozkładówki – zarówno pod względem artystycznym, jak dzięki humorowi, który mogłam umieścić na tej planszy.

Jeśli zaś chodzi o cały projekt to najbardziej lubię złożyć wszystkie plansze razem i przyjrzeć się rysunkowi, który dzięki temu powstaje. To jest moment, kiedy mogę sobie odetchnąć. W pierwszej scenie „Shreka” główny bohater patrzy z radością na swój domek, a ja tak patrzę na „W Krainie Legend”. Gdy widzę to, jak ten projekt się rozbudowuje, i kiedy mogę dokładać kolejne moduły teraz, przy drugiej części – to są te momenty największego zadowolenia.

To zdecydowanie robi wrażenie. Ja też rozkładałam sobie plansze do obu gier i powiem szczerze, że musiałam to zrobić na podłodze, bo na stole nie było opcji, żeby one wszystkie się zmieściły. Z kolei jeśli chodzi o Pana Twardowskiego, to w mediach widać, że naszym graczom również bardzo podoba się właśnie ta plansza z kogutem, bo bardzo często jest ona pokazywana.

Czy były jakieś legendy, które niełatwo było przedstawić w przystępny dla młodszych odbiorców sposób?

Nikola: Myślę, że na pewno Popiel, którego ostatecznie udało mi się ukazać dość zabawnie. Nadałam myszom charakter i uczyniłam z nich w zasadzie główne bohaterki tej planszy. Natomiast jakkolwiek by patrzeć, historia o człowieku, którego zjadają myszy, nie jest w ogólnym przekonaniu specjalnie przyjazna. Wydaje mi się jednak, że mimo to udało się ją pokazać w
sposób humorystyczny. Skupiłam się mniej na typowych bohaterach tej historii – zawsze myślimy o Popielu i o jego żonie, a ja skupiłam się na myszach.

 

Na sam koniec zapytam jeszcze tak dla porządku: czy w przyszłości będziemy mogli odwiedzić jeszcze jakąś krainę?

Nikola: Jak wspomniałam na początku, to, że ilustracje są modułowe, sprawia, że można je rozbudowywać bez końca. A ponieważ jest to jeden z moich ulubionych projektów i ze względu na to, że lubię takie wyszukiwankowe ilustracje, nie powiedziałam jeszcze w tym temacie ostatniego słowa 🙂

Zobacz inne wpisy

Po drugiej stronie gry

Jakie baśnie kryją się w grze „W krainie baśni”?

Listy, okulary, drabiny, miotły i inne obiekty codziennego użytku zgubiły się w okolicy zamku Kopciuszka, chatki Królewny Śnieżki, targu Aladyna i wielu innych cudownych miejsc. “W Krainie