Usypianie dziecka – jak pomóc maluchowi zasnąć?
Drewniane łóżeczko, śliczna kołderka, a pod nią niemowlę śpi przytulone do swojego ulubionego misia. Kto z nas nie miał takiej wizji snu dziecka, zanim został rodzicem? Ja, przyznaję się, miałam wiele pomysłów na temat tego, jak będzie wyglądało usypianie i sen dziecka (zwłaszcza po lekturze książki „W Paryżu dzieci nie grymaszą”) i jak będzie zorganizowany jego kącik do spania.
Na szczęście zanim zdążyłam te pomysły wcielić w życie, dotarłam do lepszych źródeł informacji (książki i artykuły z psychologii) i o tym chcę dzisiaj napisać. A nasze aktualne miejsce do spania to wielkie łóżko, w którym mieszczę się ja, mąż i nasza prawie 3,5-latka. Łóżeczko dziecięce służyło mi długo jako składzik na pieluchy i chusty do noszenia, aż w końcu zostało rozmontowane ;).
Każdy rodzic prędzej czy później staje przed problemem deprywacji własnego snu. Ja, będąc w ciąży, tego się bałam najbardziej: że nie będę się wysypiać, a bez 8-godzinnego snu nie potrafię funkcjonować. Cóż, okazało się, że nie jest to wszystko aż tak straszne, jak myślałam, ale fakt jest taki, że od ponad 3 lat nie przespałam ciągiem żadnej nocy. Statystycznie u większości dzieci sen poprawia się po 2-gim roku życia, no ale ktoś musi być w tej mniejszości ;). Tak więc u jednych ta deprywacja snu trwa dłużej, u innych krócej (dzieci są różne i mają różne potrzeby…), ale dotyczy to każdego; na dodatek jeśli kobieta karmi piersią, to zwykle ona głównie bierze na siebie ciężar tego braku porządnego snu. Tak, jest to trudne, wymagające i frustrujące; pół biedy, jeśli w dzień można odpocząć, ale kiedy nie… To szuka się wtedy sposobów na to, co zrobić, żeby dziecko przestało budzić się w nocy kilka-kilkanaście razy i dało się wreszcie wyspać. I trafia się wtedy na takie rady, od których włos się jeży na głowie.
Tym, na co często natrafiają udręczeni rodzice, jest tzw. metoda „wypłakiwania dziecka”. Została ona świetnie opisana we wspomnianej już wyżej książce, znajduje się też w poczytnych poradnikach Tracy Hogg. Mówi się w niej, że małe dziecko, kiedy się w nocy obudzi, nie potrafi jeszcze samo zasnąć, i my mamy go tego nauczyć poprzez brak reagowania na jego płacz. „Odłóż niemowlę do łóżeczka i wyjdź z pokoju. Jeśli płacze, poczekaj minutę, i przyjdź je uspokoić. Wyjdź. Jeśli płacze, poczekaj 3 minuty i dopiero wtedy zareaguj. Po takiej serii odroczonej w czasie reakcji dziecko w końcu przestanie płakać i zaśnie”.
Zastanawiam się, jak to możliwe, że niektórzy nie widzą w tej metodzie niczego złego. Jedynym wytłumaczeniem wydaje się być to, że są po prostu tak zmęczeni, że są gotowi spróbować wszystkiego, byleby sobie pomóc, a jeśli przy okazji mogą czegoś swoje dziecko nauczyć, czegoś tak istotnego, jak sen, to dlaczego nie spróbować?
Cóż, w całej tej metodzie tkwi ziarnko prawdy. Noworodek, niemowlak, a nawet przedszkolak, faktycznie nie potrafią (w większości przypadków) sami zasypiać. I to jest normalne, rozwojowe, tzn. mija z wiekiem, jeśli rodzic jest przy dziecku i reaguje na jego potrzeby. Potrzeba spania z rodzicem czy bycia blisko rodzica przy zasypianiu jest czymś podstawowym; małe dziecko pozostawione samo sobie nie jest w stanie przetrwać – tak było setki tysięcy lat temu, tak jest i teraz. Dziecko potrzebuje opiekuna, który otuli, poda pierś, ukołysze, pogłaszcze, podrapie po pleckach, tego, kto zareaguje na jego płacz, ukoi. Brak reakcji na płacz dziecka to, mówiąc krótko: ignorowanie potrzeb dziecka. A bardziej dosadnie: przemoc psychiczna.
Kiedy pozwalamy dziecku wypłakać się (ne tylko) przed snem, narażamy go na podwyższony poziom hormonu stresu, który powoduje nieodwracalne zmiany w rozwijającym się gwałtownie mózgu malucha. W konsekwencji prowadzi to do zahamowania rozwoju pewnych jego obszarów. Badania pokazują, że dzieci, które płaczą, a nikt nie reaguje, mają podwyższone tętno, pocą się, mają obniżony poziom tlenu we krwi, słabszą odporność. Najprawdopodobniej nie rozwiną też tak zwanego „bezpiecznego stylu przywiązania”, a więc takiego modelu więzi z drugim człowiekiem, który powoduje, że w dorosłym życiu człowiek potrafi budować zdrowe relacje.
Ale czy każdorazowe reagowanie na płacz dziecka nie jest czymś, co możemy nazwać „uleganiem mu” i „brakiem dyscypliny”? Czasem rodzic wpada w taki schemat myślenia, w którym to dziecko wydaje się wszystko „wymuszać płaczem”, a rodzic nie może się ugiąć, bo inaczej wychowa dziecko na rozwydrzonego bachora. Taki sposób postrzegania zachowania dziecka wynika często z braku wiedzy na temat rozwoju mózgu i założenia, że dziecko od małego potrafi doskonale kontrolować i regulować swoje emocje, a także knuć złożone plany manipulacji dorosłymi ;).
Badania pokazują, że mózg staje się dojrzały dopiero w wieku… 25 lat (!). Płacz dziecka nie jest więc wyrazem jego wyrachowania, ale sposobem na komunikację. Maluchy nie potrafią powiedzieć, dlaczego źle się czują: one umieją tylko płakać. Naszym zadaniem jest uchwycenie tego komunikatu i próba go zrozumienia. Boi się? Jest godny, spragniony? Dzięki temu dziecko w dalszej perspektywie uczy się, że warto prosić o pomoc, nawiązywać relacje, budować więzi. Kiedy rodzic nie odpowiada, dziecko nabywa w końcu tzw. „wyuczonej bezradności” i przestaje płakać. Po co wołać o pomoc, skoro nikt nie reaguje? W dorosłym życiu skutkuje to brakiem wiary w to, że można cokolwiek zdziałać. A z pewnością nie takiej postawy względem życia chcemy dla naszych dzieci.
Współczesna psychologia nie zostawia złudzeń: dziecko potrzebuje pomocy rodzica, a nie surowej dyscypliny, bo tylko wsparcie faktycznie może tutaj coś zdziałać. Sen zaś nie jest czymś, czego należy dziecka uczyć, stosując drastyczne metody. To, co my możemy zrobić, jako rodzice, to pomóc dziecku w zasypianiu poprzez własną dostępność i fizyczną, i emocjonalną, a także dbając o różne czynniki sprzyjające zasypianiu. Czym one są?
- Odpowiednia ilość bodźców w ciągu dnia – nie za dużo, aby dziecko nie uległo przestymulowaniu, ale i nie za mało.
- Wypracowanie rytuałów przed snem – może to być kąpiel, a może być opowiadanie bajek w łóżku albo po prostu położenie się do łóżka wspólnie; nie trzeba tutaj stawać na głowie i wymyślać nie wiadomo czego – wystarczy uważnie obserwować dziecko, co mu pomaga w zasypianiu, a co mu szkodzi, co lubi robić przed snem, co je wycisza lub dostymulowuje – wtedy taki rytuał jest naturalny, a dziecku łatwo za nim podążać.
- Utrzymanie odpowiednio niskiej temperatury w sypialni.
- Zaciemnienie – zasłony zaciemniające, okiennice, czyli brak sztucznego światła z ulicy
- Cisza, spokój, rozluźnienie rodzica
- Sposób na usypianie: noszenie (w chuście, nosidle, na rękach), bujanie, głaskanie, czytanie książek, pierś… Wszystko,co służy dziecku i jest zgodne z intuicją rodzica.
- Ustalenie dobrej pory na nocny sen – te pory będą zmieniać się bardzo często przez pierwsze 2-3 lata; o innej porze zasypia dziecko, które ma 2 drzemki w ciągu dnia, o innej to, które ma 1 a jeszcze o innej to, które w ogóle już w dzień nie śpi.
My, jako rodzice, często martwimy się, czy nasze dziecko na pewno jest zdrowe, czy mu nic nie dolega, i czy „to normalne, że chodzi spać o 22.00, skoro dzieci powinny chodzić spać o 18.00. Dochodzą do tego opowieści naszych mam czy teściowych o tym, że kiedyś to dzieci się kładło do łóżeczka wczesnym wieczorem „bez zbędnych ceregieli” i one zasypiały. Co w takim razie jest z moim dzieckiem nie tak, że o 22.00 jeszcze szaleje? I nie potrafi zasnąć bez rodzica obok? Tak było z moją córą. Kiedy miała długą drzemkę w ciągu dnia (i absolutnie nie była gotowa, żeby z niej zrezygnować) chodziła spać o 22.00-23.00. Wszelkie próby położenia jej wcześniej do łóżka powodowały tylko naszą frustrację, bo ona po prostu wcześniej nie była śpiąca. A kiedy przychodziła jej pora, dostawała pierś i momentalnie zasypiała. Niktórym się to w głowie nie mieściło. A ja wychodziłam (i wychodzę) z założenia, że jeśli coś sprawdza się w naszej rodzinie i nam służy, to ja idę za tym, a nie za różnymi „powinnościami”, którymi jesteśmy zasypywani co rusz i od bliskich, i od obcych.
I to jest moja jedyna rada jeśli chodzi (nie tylko) o usypianie dziecka: rób to, co Ci podpowiada intuicja. I serce. I pamiętaj, że dziecko to mały człowiek, który zasługuje na szacunek – traktuj go tak, jak sama chciałabyś być traktowana.
Autorka: Monika Małgorzata Lis
Artykuł sponsorowany przez grę “Znajdź pluszaka”