Mit o stworzeniu świata
Jak już wiecie, nie znamy żadnych oryginalnych mitów słowiańskich. To dlatego, że nie zachowały się do dzisiaj żadne teksty, które byłyby napisane przez Słowian. Informacje o ich religii czerpiemy głównie od obcokrajowców, którzy podróżowali i spisywali swoje wspomnienia w formie kronik.
Jak już wiecie, nie znamy żadnych oryginalnych mitów słowiańskich. To dlatego, że nie zachowały się do dzisiaj żadne teksty, które byłyby napisane przez Słowian. Informacje o ich religii czerpiemy głównie od obcokrajowców, którzy podróżowali i spisywali swoje wspomnienia w formie kronik. Pisali o tym, co widzieli poza granicami swojego kraju – i zdarzało im się wspomnieć czasem, w co wierzyli ci dziwni tubylcy. A ponieważ nie zawsze znali język Słowian – to nie mogli spisać ich religijnych opowieści. No i dlatego żadne mity nie dotrwały do dzisiaj.
Na szczęście naukowcy to są cwane bestie. Wykorzystując różne metody badań, przyglądali się obrzędom, legendom i przysłowiom. I na ich podstawie odtworzyli niektóre słowiańskie mity. To była bardzo żmudna i ciężka praca! Ale dzięki niej możemy dzisiaj przeczytać historię o stworzeniu świata.
Mówi się, że na początku było jajo, a w nim – bóg Świętowit. Gdy wreszcie się wykluł, unosił się nad światem wypełnionym wodą. Był jednak bardzo samotny. I dlatego ze swojego cienia stworzył dwóch synów: Peruna i Welesa.
Perun pływał w świetlistej łodzi, a Weles spędzał czas w głębinach. Pewnego dnia przysiadł się do Peruna i zaproponował mu stworzenie świata, bo było mu już trochę nudno. Perun zgodził się na ten pomysł. Polecił Welesowi, by ten zanurkował i przyniósł z dna tego ogromnego morza trochę piasku. „Ale – podkreślił – powiedz, że bierzesz ją w moim i swoim imieniu”. Weles nie bardzo chciał się godzić na taki układ i początkowo ogłaszał: „Biorę cię w moim imieniu!”, pomijając brata. Piasek jednak wypłukiwał się z jego dłoni. Dopiero gdy wymówił poprawne zaklęcie, udało mu się dostarczyć piasek na powierzchnię. Weles był jednak sprytny – ukrył kilka ziaren w ustach. Perun wziął od brata garść ziemi i rzucił ją na powierzchnię oceanu. Natychmiast pojawiła się niewielka wyspa. W tym momencie Weles wypluł ukryte ziarna i w ten sposób stworzył jaskinie, góry i bagna.
Zmęczony tym dziełem Perun zdecydował się odpocząć. Położył się na nowej ziemi i zasnął. Weles uznał, że to świetna okazja, by pozbyć się brata i samemu panować nad nowym światem. Zaczął się spychać Peruna – najpierw na południe. Ziemia jednak zaczęła się powiększać – zupełnie jak wałkowane ciasto. Weles spróbował więc zepchnąć Peruna na północ, a potem na wschód i zachód – za każdym razem z tym samym skutkiem. W dodatku okazało się, że ląd nie przestaje się powiększać! Przebudzonego już Peruna zaczęło to niepokoić – gdy ziemia będzie zbyt duża, zabraknie miejsca na niebo i wodę! Weles jednak w ogóle się nie przejmował. Perun nabrał podejrzeń, że brat coś przed nim ukrywa. Stworzył pszczołę i polecił jej szpiegować Welesa. Niedługo potem pszczoła usłyszała, jak Weles zaczął do siebie mamrotać: „Głupi ten Perun! Wystarczy przecież wyznaczyć kijem strony świata i ten przestanie rosnąć!”. Dzielna pszczółka od razu powtórzyła to swojemu stwórcy, a ten mógł zakończyć powiększanie się ziemi.
Jak się domyślacie – Perun i Weles nie byli w stanie długo wytrzymać bez kłótni. Świętowit nie mógł już tego ścierpieć i oddał Welesowi we władanie podziemia, Perunowi zaś ląd. Dzięki temu na świecie zapanowała równowaga. Przynajmniej na jakiś czas. Ale to już zupełnie inna historia.