Jak powstawał “Zielobór”? – wywiad z autorami: Roksaną Jędrzejewską-Wróbel i Wojciechem Wróblem

“Zielobór” to pierwsza powieść paragrafowa stworzona przez popularną pisarkę literatury dziecięcej i młodzieżowej. Autorka tym razem do współpracy zaprosiła także swojego syna Wojciecha. Postanowiliśmy zapytać ich, jak przebiegał cały proces twórczy.

Sylwia Zimowska (Muduko): Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem dla dzieci? Czy od zawsze wiedziała Pani, że chce tworzyć dla najmłodszych czytelników, czy zdarzyło się to z jakiegoś konkretnego powodu?

Roksana Jędrzejewska-Wróbel: Nie, nigdy nie miałam takiego planu na życie. Zdecydowała seria „fortunnych” zdarzeń i konkursy. Najpierw wzięłam udział w konkursie magazynu dla rodziców „Dziecko”, bo chciałam wygrać wózek. Nie udało się, ale moje teksty o macierzyństwie na tyle się spodobały, że zaproponowano mi współpracę. Zaczęłam pisać felietony, które czytała ilustratorka Agnieszka Żelewska, a prywatnie moja przyjaciółka. Tak jej się podobało to moje pisanie, że zaczęła namawiać mnie do wzięcia udziału w konkursie literackim im. Czesława Janczarskiego. Tego od Misia Uszatka. Agnieszka we mnie wierzyła, a ja nie umiałam jej odmówić, więc napisałam na konkurs trzy opowiadania dla dzieci. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu „Królewna” zdobyła pierwsze miejsce, a „Gębolud” wyróżnienie. I tak się zaczęło.

Jakie największe wyzwanie napotyka Pani podczas pisania dla dzieci? Czy trudno jest trafić z przekazem dla młodego odbiorcy – zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy książka, z racji swojej formy nie jest tak atrakcyjna dla pokolenia wychowanego w erze wszechobecnego internetu i nowych technologii?

Wyzwań jest sporo – pisać tak, żeby dzieci zainteresować, językiem, który jest dla nich zrozumiały. A jednocześnie niczego nie udawać, nie traktować dzieci protekcjonalnie, nie pouczać i nie wymądrzać się. Dlatego pisząc, staram się być uważna wobec problemów dzieci, słuchać tego, co mówią, zrozumieć ich punkt widzenia. Żeby to się udało, nie mogę patrzeć na moich czytelników z góry, muszę czasami kucnąć, położyć się, spojrzeć na świat z perspektywy małego człowieka. Wierzę, że jeśli pisze się w ten sposób na tematy, które są dla dzieci ważne, nawet w cyfrowym świecie książki znajdą swojego odbiorcę.

Świadczy o tym chociażby popularność jednej z moich bohaterek – ryjówki Florki. Chociaż powstał o niej serial animowany, książki nadal cieszą się powodzeniem. Myślę, że to dlatego, że w książce możemy bohatera lepiej poznać – nie tylko usłyszeć co mówi, ale zajrzeć do jego serca i głowy, zrozumieć, co myśli i czuje, poznać lepiej motywacje. Niebagatelną sprawą jest też fakt, że książki czytają dzieciom dorośli. A książki nie da się czytać w biegu, nie da się jej włączyć jak bajki.

Żeby to zrobić trzeba się zatrzymać, znaleźć przytulne miejsce, usiąść obok dziecka i poświęcić mu czas. A wspólny czas z rodzicami to jest coś, za czym dzieci tęsknią najbardziej i czego nie zastąpi najlepsza gra czy film. Dlatego, to czy książki dla dzieci nie przegrają z nowymi technologiami zależy tylko od dorosłych. Bo wszystkie dzieci uwielbiają jak im się czyta. Nawet te, które już sobie z czytaniem same radzą.

W Pani dorobku znaleźć już można kilkadziesiąt książek. “Zielobór” jest jednak Pani pierwszą powieścią paragrafową. Co zmotywowało Panią do sięgnięcia po nowy format i czy w związku z nim spotkały Panią nieprzewidziane trudności?

Dostałam propozycję napisania takiej książko-gry od firmy Muduko, ale gdyby nie mój syn, nigdy nie podjęłabym się tego zadania. Pierwszą trudnością było w ogóle zrozumienie, o co w takim projekcie chodzi. Jak skonstruować historię, w której nie ma jednego właściwego sposobu czytania i jednego zakończenia. Więc od razu wiedziałam, że jeśli mam spróbować – bo lubię wyzwania – to razem z Wojtkiem, który nie tylko od dziecka grał w gry RPG, ale też świetnie pisze i ma fantastyczną wyobraźnię. Zresztą gdyby nie on i jego siostry, Marianna i Hania, to nie byłoby Gęboluda ani Florki.

Jak wyglądał ten proces? Dzieliliście się zadaniami np. ktoś tworzył zagadki, ktoś kontrolował ścieżki fabularne itd.? Czy od początku mieliście jedną wspólną wizję, czy dochodziło między Wami do gorących dyskusji?

Prawdę mówiąc, to Wojtek wymyślił całą oś fabularną i większość akcji. Ja kontrolowałam cały proces, doszlifowywałam postaci, dbałam o spójność. I z mojej perspektywy praca przebiegała bardzo harmonijnie, ale może tu Wojtek też powinien się wypowiedzieć.

Wojciech Wróbel: Od początku mieliśmy podobną wizję: naszego współczesnego świata trochę wykrzywionego przez fantastyczną konwencję. Mieliśmy też silne przekonanie co do tego, że główny bohater musi być dzieckiem. Poza tym projekt przechodził liczne metamorfozy. Na samym początku miał mieć bardziej otwartą strukturę, która polegałaby na układaniu historii z talii kart. Ostatecznie te karty nie działały jednak tak dobrze ani jako gra, ani medium do snucia opowieści, dlatego stanęło na książce typu „choose your own adventure” czyli właśnie paragrafówce.

Co do samej historii, tego co i jak ma opowiadać byliśmy zgodni. Dyskusje zaczęły się na poziomie redagowania całości, wymyślania zagadek i pracy nad wspomnianą spójnością. W ten końcowy etap trzeba było włożyć najwięcej energii i wymagało to najściślejszej współpracy między nami. Dzięki temu, że oboje jesteśmy otwarci na dialog i nie trzymamy się kurczowo swoich pomysłów, też sądzę, że cały proces przebiegł harmonijnie.

Dlaczego Waszym zdaniem warto przeczytać “Zielobór”? Komu szczególnie polecilibyście lekturę?

Roksana Jędrzejewska Wróbel: “Zielobór” to opowieść dotycząca ekologii, a więc powinno przeczytać czy też zagrać w nią jak najwięcej dzieci, bo jej celem jest podniesienie świadomości, jak ważne jest dbanie o naszą planetę, jak to robić i jakie są konsekwencje, kiedy z tego rezygnujemy.

Książka ma podtytuł „Czy zdołasz uratować miasto?”, ale chciałabym podkreślić, że to tylko zabieg dramaturgiczno-przygodowy. Bo oczywiście ani żadne dziecko ani nasi książkowi bohaterowie nie są w stanie uratować swojego miasta. Absolutnie nie chodzi o straszenie ani przerzucanie odpowiedzialności na maluchy za to, za co odpowiadają dorośli i wielkie korporacje. Ale przecież z tych małych czytelników wyrosną już niedługo ludzie, którzy będą podejmować poważne decyzje.

Wierzę, że ci wychowani na Zieloborze i innych tego typu pozycjach, będą już zupełnie inaczej patrzeć na problem segregacji śmieci, oszczędzania wody czy kupowanie nowych rzeczy. Mam nadzieję, że dla nich oczywiste będzie, że wygoda człowieka to nie jest i dłużej być nie może wartość decydująca podczas codziennych wyborów.

Wojciech Wróbel:  Sądzę, że książki paragrafowe mogą być ciekawym sposobem na połączenie świata gier i literatury, dlatego na pewno polecałbym „Zielobór” każdemu dziecku, które jest chociaż trochę zainteresowane jednym albo drugim. „Paragrafowość” naszej historii upodabnia ją do przywołanych przez moją mamę gier RPG (role playing games), które w oryginalnej tzw. „papierowej” formie polegają na wspólnym wymyślaniu historii i odgrywaniu występujących w niej postaci. Stanowią przy tym niezrównane źródło zabawy i niesamowite narzędzie do odkrywania w sobie kreatywności – bez względu na to czy ma się siedem, dwadzieścia siedem czy (jak wierzę) siedemdziesiąt siedem lat. Stąd moja nadzieja, że może nasza książka zachęci czytelników do przygody z grami fabularnymi.

Jaka jest Wasza ulubiona postać lub lokacja z Zieloboru?

Roksana Jędrzejewska Wróbel: Moje ulubione postaci to wymyśleni przez Wojtka Złośnik Grzybołak, Śmieciotrop czy wyrażający obywatelski sprzeciw Łoś, który w ramach protestu udaje drzewo.

Natomiast co do lokacji wygrywa królestwo Śmieciotropa, czyli Labirynt Śmieci pod Górą Metalu. Na jego pomysł wpadliśmy po wizycie w Zakładzie Utylizacji na gdańskich Szadółkach. Za możliwość zwiedzenia Zakładu bardzo dziękujemy jego pracownikom.

Ta wycieczka uświadomiła nam wiele rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia, między innymi, że część śmieci jest wciąż sortowana ręcznie. Stąd nasz dedykacja w książce dla wszystkich pracowników zakładów utylizacyjnych z wyrazami wielkiego szacunku. To bardzo ciężka i niezwykle potrzebna praca. Gdyby nie oni miasta mogłyby otaczać śmieciowe pustkowia, takie jak Labirynt i w konsekwencji naprawdę moglibyśmy utonąć we własnych śmieciach. Od tego czasu sortuję śmieci o wiele staranniej.

Wojciech Wróbel: Zgodzę się, że Złośnik Grzybołak i Śmieciotrop są postaciami, które ze względu na swoje zaangażowanie w walkę o duszę Zieloboru i fakt, że obaj są trochę odszczepieńcami, budzą szczególną sympatię. Z jakiegoś powodu wyjątkowo lubię też Szkłodzieja i Bluszczownika Ciekawskiego. Chciałbym też dodać, że zarówno miejsca jak i bohaterowie zyskują wymiar i charakter dzięki wspaniałym ilustracjom Tomasza Kaczkowskiego!

Czy możemy liczyć na więcej powieści paragrafowych, czy “Zielobór” traktują Państwo jako jednorazowy eksperyment?

Roksana Jędrzejewska-Wróbel: Nie mam zielonego pojęcia. To zależy od tego jak „Zielobór” zostanie odebrany, czy spodoba się czytelnikom. I od tego, czy Wojtek zechce ponownie ze mną pracować. Jeśli tak – jestem otwarta, bo praca przy tej książce sprawiła mi dużo frajdy, nie tylko dlatego, że uczyłam się nowych rzeczy, ale także dlatego, że pracowałam z synem. I tym razem to on mi pomagał. Bo cała nadzieja w młodszym pokoleniu i jego mądrości, w którą bardzo wierzę. I o tym też jest „Zielobór”.

Wojciech Wróbel: Ja bardzo chętnie jeszcze raz podjąłbym się podobnego projektu. Pisanie książki paragrafowej nie jest łatwe na logistycznym poziomie, ale wiele ścieżek, którymi potencjalnie może podążyć historia, a wraz z nią czytelnik, bardzo pobudza wyobraźnię w procesie tworzenia i stanowi coś unikalnego, jeśli chodzi o literaturę. Pomysłów nam z mamą nie brakuje, więc może to nie być nasze ostatnie słowo w tym medium.

Zobacz inne wpisy